Kiedy się rozwieść? Podjęcie decyzji o rozwodzie to tak naprawdę najtrudniejszy etap w całym procesie rozstania. Nie jest nim ani sama sprawa o rozwód, ani przepychanki o majątek. Piszę o „podjęciu decyzji” tymczasem mniej więcej w połowie przypadków to ktoś inny decyduje za nas. Mamy wtedy poczucie całkowitego braku kontroli nad sytuacją, która spada na nas nieoczekiwanie i burzy cały świat. Jednak pamiętajmy, że nas współmałżonek również musiał zmierzyć się ze swoimi myślami i ostatecznie oznajmić nam rozstanie. Może zajęło mu to tydzień a może zmagał się z tym latami. Kto wie?

Przy wielości możliwych rozwiązań i sytuacji faktycznych skupmy się jednak na tej, kiedy to my odchodzimy, a nie jesteśmy porzucani. Kiedy według Was następuje moment krytyczny w związku? Co może ostatecznie popchnąć nas do rozstania?

Rodzina ponad wszystko

Sprawa jest o wiele mniej skomplikowana, jeśli nie mamy dzieci. Banał, prawda? Schody zaczynają się z momentem przyjścia na świat wyczekiwanych pociech. Wtedy już nic nie jest proste i zero jedynkowe. Chęć posiadania rodziny zaczyna przeważać nad wszystkim innymi logicznymi argumentami. A pytanie „kiedy się rozwieść” schodzi na dalszy plan.

Najczęstszym spoiwem w takiej sytuacji jest poczucie winy. Najgorsza z możliwych zapraw tynkarskich, która pęka i kruszy się, ale na siłę trzyma cegły przy sobie. Nikt w małżeństwie nie chce być „tym złym”, który unicestwi budowaną przez lata ułudę szczęścia. Bo może o tym zapominamy, ale prawdziwie zakochani i szczęśliwi nie biorą rozwodów. Robią to Ci, którzy sami oszukiwali się w małżeństwie, że wszystko da się naprawić, a potwierdzenia szukali choćby w mediach społecznościowych. Przecież zdjęcia na Instagramie nigdy nie kłamią… Tymczasem ich relacja była nijaka już przed ślubem i nie wróżyła niczego dobrego na przyszłość.

Przecież byli idealni…

Przez lata grali w grę pozorów, wychowując wspólnie dzieci, jeżdżąc na wakacje, zapraszając znajomych na wystawne kolacje, przyklejając przy każdej sposobności uśmiech na twarzy. Niektórzy w taki sposób przeżywają całe życie. W imię świętej polskiej rodziny, która tak naprawdę nie istnieje. W której potłuczeni ludzie żyjąc koło siebie codziennie unieszczęśliwiają się nawzajem.

Trudno jest powiedzieć „dość”. Czasami to jak jednak z prac Heraklesa okupiona nadludzkim wysiłkiem. Przychodzi jednak taki moment, że ilość cichych dni albo kłótni odbiera nam chęć istnienia. Kiedy zapadamy się w sobie i jedyną pomocą staję się terapia. Gdy dotyk tej drugiej osoby sprawia nam ból, nie przyjemność. Kiedy śpimy w osobnych łóżkach i nie mamy ochoty tego zmieniać. Kiedy żyjemy obok siebie a nie ze sobą. Nie doradzę Wam abyście się wtedy rozwiedli, ale może warto pomyśleć nad tym, ile mamy żyć? Ile razy dostaniemy szansę na zbudowanie własnego szczęcie? Czy wygoda, strach i błędne poczucie stałości mają znaczyć więcej niż my sami?

Jeśli zmagasz się z własnymi myślami i potrzebujesz pomocy zadzwoń 58 380 16 63! Możesz również skorzystać z Kontakt!